O NARODZENIU PAŃSKIM
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony;
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony.
Wzgardzomy - okryty chwałą,
Śmiertelny - Król nad wiekami!...
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.
Cóż, Niebo, masz nad ziemiany?
Bóg porzucił szczęście twoje,
Wszedł między lud ukochany,
Dzieląc z nim trudy i znoje.
Niemało cierpiał, niemało.
Żeśmy byli winmi sami.
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.
W nędznej szopie urodzony,
Żłób mu za kolebkę dano!
Cóż jest, czym był otoczony?
Bydło, pasterze i siano.
Ubodzy, was to spotkało
Witać Go przed bogaczami!
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.
Potem i króle widziani:
Cisną się między prostotą,
Niosąc dary Panu w dani:
Mirrę, kadzidło i złoto.
Bóstwo to razem zmieszało
Z wieśniaczymi ofiarami!...
A Słowo Ciałem się stało,
I mieszkało między nami.
Podnieś rękę, Boże Dziecię,
Błogosław ojczyznę miłą,
W dobrych radach, w dobrym bycie
Wspieraj jej siłę swą siłą,
Dom nasz i majętność całą,
I Twoje wioski z miastami.
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.
DO MOTYLA
O jakież skrzydełka jego!
Barwa błękitna z różowym,
Na głowie coś zielonego
A sam w pancerzu stalowym.
Motylu, piękny motylu,
Ja ciebie dziś złapać muszę!
Tylko stanę przy tym dylu,
Złapię, gałązki nie ruszę.
Do mojej miłej Justyny
Poniosę cię z skwapliwością.
Mój ty, motylu jedyny,
Z jakąż cię przyjmie radością!
Ona ci porobi klatki,
Majem cię w koło osłoni,
Każe zbierać różne kwiatki,
Jeść będziesz z jej białej dłoni.
Żeby ci tęskno nie było,
Ja szukać drugiego będę,
Jeśli wam tak w parze miło,
Jak ja z Justyną gdy siędę.
Nie bój się śmierci z jej ręki,
Żyj, póki zechcesz na świecie!
Ona nie patrzy bez męki,
Choć brzydką muchę kto gniecie.
Oh! on poleciał w gęstwiny!
Nie złapię... próżno się kłócę.
Z czymże do mojej Justyny,
Z czymże ja z pola powrócę?

MAZUREK
Dobranoc, Jacenta,
I wam, usta czyste,
I słodkie oczęta,
I piersi parzyste!
Ja nie spać statecznie
Całą noc gotowym
Bo któż śpi bezpiecznie
Przy skarbie takowym?
Wzięłaś mi sen cały
Oczu twych czarami,
Nie będę, zuchwały,
Żartował z oczami.
Pójdęż ja do fary,
Jak się na dzień zbierze,
Na te twoje czary
Zakupię pacierze,
Kupięż ja i świécę
Za złotowiec cały,
Bym nie miał tęsknice
Po Jacentej białej.
Przynajmniej uproszę,
Jeśli jest zuchwała,
By, co ja ponoszę,
Toż samo cierpiała.