Bez Tytułu
Wracam, wraca po długiej rozłące -
Dłonie twoje, niecierpliwie lgnące!
Wszystko - dawne, a niby na pewno -
Drogi oddech - znajomy ruch głową ...
Znów prowadzisz przez wszystkie pokoje,
I idziemy, idziemy oboje...
Nowej sukni nie dostrzegam wcale -
Śmiech twój dzwoni, że patrzę niedbale.
Pokazujesz dłonią niespodzianie
Nowe w kwiaty obicia na ścianie
I list do mnie zaczęty na stole -
" Pełen żalu... Niech leży... Tak wolę."
Okna nagle otwierasz w głąb nieba -
Niepotrzebnie, a właśnie tak trzeba.
Dłoń mą tulisz do serca więc słyszę,
Jak uderza - choć w ustach masz ciszę...
I w tej ciszy, w straszliwym milczeniu
Skroń mi, płacząc składasz na ramieniu.
Klęska
Na jeziorze zatańczy niedobłysk miesiąca,
Pół wiatru w las uderzy, drugie pół - w dolinę!
A ten, co nie chciał zemdleć od marzeń gorąca,
Wstąpi nagle pół-duszą w tych marzeń krainę.
On tu królem z wyboru! Czemuż tak niepewny?
Czy rdza berło mu zjadła? Wszak tu - jego trony!
Zapragnie - a na puszczy, piaskami strawionej,
Tryśnie ruczaj - gwiazd łowca - głębinami śpiewny!
Skinie - a żar upojeń, mocniejszych od wina,
Rozplenić w srebrze kości i w krwi jego złocie!
Szepnie - a największa z umarłych dziewczyna
Zbudzi się, by go w tajnej kołysać pieszczocie...
Rozkaże - a wzniesiony nad padoły senne
Fanicc widm samowzlotnych - serdeczny i hardy -
Zdepcze stopą zuchwałą wraże, bezimienne,
Wzajem siebie w ciemnościach liczące miliardy!...
Lecz on nawet w marzeniu - marzenia się wstydzi,
I dumny, że zaniedbał swych bogactw ogromy,
Choć go z dala olśniewa ich połysk widomy,
Udaje, że połysków takich - niedowidzi...
Jego bujne ogrody, szumiące mu chwałę,
Zbyt dawno zapuszczone, a nie dość zaklęte,
Tracąc alej zawiłość i szumów ponętę,
Napadają się w bagna, od westchnień nabrzmiałe!
Dość mu tylko rozkazać, zapragnąć lub skinąć,
By je zbawić! Lecz - drwiący, zimniejszy od głazu,
Choć rozumie, jak ciężko rozszumiałym ginąć,
Milcząc, patrzy na klęskę! -- Nie daje rozkazu!...